Bitwa
Relacja z bitwy pod Ogórami
Wielkimi, Luty '99 Dzień drugi. 20:41. I oto stała się rzecz bezprecedensowa na polskiej scenie politycznej. Otóż po stronie rządowej stoją obecnie prawie wszystkie siły polityczne. Poniewierani przez Leppera Andrzeja, na miejsce konfliktu przybyli przywódcy SLD, AWS, UW a także niektórzy przedstawiciele Episkopatu. Szczególnie przydatni mogą okazać się żołnierze, których ściągnął tu minister Onyszkiewicz Janusz. Nie bez znaczenia zapewne będzie sprzęt przywieziony na kilku ciężarówkach przez Millera Leszka i Oleksego Józefa. Niestety nikt nie chce zdradzić, co się na nich znajduje. Lepper Andrzej również wezwał lojalne mu siły do stawienia się w Ogórach Wielkich. I tak przybyli, niemalże w komplecie, przywódcy PSL z kilkoma chorągwiami wojów oraz, niespodziewanie, szef OPZZ, Wiaderny Józef, z tysiącami poddanych. Powody przybycia tego ostatniego nie są jasne. Podobno chodziło tu o jakiś szantaż, ale nikt nie jest w stanie potwierdzić tych sensacji. Jak dotąd. Natomiast zapowiadana pomoc ojca Palecznego, wprawdzie przybyła, ale bezdomni tuż po darmowym posiłku wrócili na dworzec.
Dzień trzeci.
7:13. Dzień trzeci.
11:56. Pada rozkaz otwarcia
ognia. Dwa czołgi (tylko tyle dojechało, z powodu...
blokad) pierwszą salwą roztrzaskują w drobny mak ciągnik,
który według policjantów, był nieprawidłowo
zaparkowany na środku drogi. Rozwścieczyło to rolników,
którzy odpowiedzieli zmasowanym ogniem. Szczególnie
wiele szkód robiły zmarznięte ziemniaki, klasy
"bryza". Posyłane były z morderczą dokładnością
i już niebawem dwa z nich wpadły do lufy czołgu. Chwilę
później wstrząsnęła nim eksplozja, rozrywająca lufę
na trzy równe części. Nadzieja wróciła, gdy
nad pole bitwy nadleciał jedyny polski myśliwiec
bombardujący. Dowództwu, niestety, nie udało się namówić
na udział w akcji więcej pilotów, którzy, nie wiedzieć
czemu, stracili zaufanie do przełożonych, od pamiętnej
katastrofy pod Mińskiem Mazowieckim, w listopadzie 1998
roku.
W dodatku Onyszkiewicz Janusz, który wdrapał się na czołg, by lepiej widzieć pole bitwy, spadł tak nieszczęśliwie, że ponownie złamał sobie nogę. Po słowach "o, w mordę jeża!" nakazał odwrót. Okrzyk triumfu wzniósł
się ponad najwyższe nawet drzewa i poleciał hen,
daleko (z wiatrem). Radość rolników nie trwała jednak
długo. Minister Tomaszewski Janusz, widząc nieporadność
kolegi, rzekł: "już czas, chłopcy". Bliscy załamania rządowcy
już myśleli o ustąpieniu, gdy o głos poprosił sam
prezydent Aleksander: Zebrani ludzie pomału zaczęli wstawać (gdyż słuchali swego wodza na klęczkach) i stawać za nim. Do roboty wzięli się działacze SLD, odsłaniając w końcu plandeki na owych tajemniczych ciężarówkach. Okazało się, iż przywieziono nimi broń dla pospólstwa. A były nią dechy nabite gwoździami pochodzące z Sulęcina, z willi profesora Kołodki. Był to pierwszy w historii przypadek, gdy politycy SLD poświęcili dobra materialne swojego najlepszego kolegi, by dopomóc sprawie publicznej. Choć niektórzy złośliwcy dopatrują się w tym jakiegoś podstępu. Po czterech minutach i dwunastu sekundach, wszyscy chętni stali już uzbrojeni. Główną masę tworzyli kierowcy, przywiedzieni tu chytrze quasi-objazdami. Byli także strażacy (niektórzy nawet zabrali ze sobą butelki po winie, przeznaczone na wymianę), zwykli trolldrinkerzy, dzieci jadące na kolonie oraz miłośnicy wszelkiego rodzaju zadym. Podzielono ich na trzy formacje: grupę zaczepną pod dowództwem Danuty Waniek, tzw. młot armii, czyli główne siły, mające skruszyć przeciwnika w otwartym starciu (poprowadził sam Aleksander) oraz jednostki szybkiego reagowania, dowodzone przez Tadeusza Mazowieckiego. Drużyny Pani Waniek
dzielnie drażniły rolników, ale musiały się wycofać,
gdy z zarośli lasu, niespodziewanie wyskoczyła
kawaleria PSL. Chorągwie z zieloną koniczynką łopotały
na wietrze, gdy jeźdźcy przeszli w galop, a później w
cwał. Wtedy też ruszył
Aleksander.
Poczęto szukać przywódców, w nadziei, że swoim przykładem odbudują mocno podupadłe morale. Kalinowski wraz z Pawlakiem, widząc klęskę swojej jazdy, uciekli do lasu. Wiaderny usiadł na ziemi i zaczął szlochać. Wszystkie oczy zwróciły się więc na Leppera. Ten jednak tylko pomachał im ze swojego śmigłowca i odleciał. Mówiono, że wyskoczył tylko po papierosy, ale nikt go więcej nie widział w tych okolicach.
Ostatnią formą oporu,
na jaką zdecydowali się spontanicznie rolnicy, było użycie
broni biologiczno - chemicznej. Najpierw bombardowano
zbliżające się równym krokiem szeregi gnojówką.
Determinacja wśród lojalistów była jednak tak duża,
iż nie tracili oni nawet czasu na czyszczenie ubrań po
oberwaniu śmierdzącym pociskiem. Przykład dał tu
znowu sam Aleksander, który dostawszy łajnem prosto w
twarz, przetarł tylko niedbale oczy, nie przerywając
nawet marszu! Najdziwniejsze okazało się to, że gdy wiatr oczyścił powietrze, po chłopach nie było śladu. Może oprócz słomy, która musiała im powypadać z butów, gdy wzięli nogi za pas. Jak jednak udało im ewakuować się w tak krótkim czasie, pozostanie chyba zagadką. Choć trwają już rozmowy nad wynajęciem do zbadania tej sprawy pana Wołoszańskiego. Zdziwienie pomału zaczęło przechodzić w radość. Rolnicy porzucili mnóstwo sprzętu. Czternaście skrzynek wina, 243 kilogramy kiełbasy, trzy beczki kiszonych ogórków i wiele innych, przydatnych rzeczy. Tańcom i swawolom nie było końca. Nawet, cichaczem, wrócił minister Tomaszewski. Całą noc trwała uczta, mimo przejmującego mrozu.
Tradycyjnie, bitwę
opisał swoimi słowami, miejscowy wieszcz, Kita
Franciszek: "Czołgi,
samoloty, Chłopi, gdy na drodze Dzień czwarty.
11:26
Ciężko nie mówić tu o Pyrrusowym zwycięstwie. Choć znaleźć można także i pozytywne strony zajścia. Naród pokazał, że w ciężkich chwilach, jak mogliśmy się nie raz już przekonać, potrafi stawić czoła agresorom. Rolnicy, mimo, iż okazali się trudnym przeciwnikiem, niczym stugłowa hydra, zobaczyli, że muszą zacząć się bać zwykłego obywatela z nabitą gwoździami dechą!
Specjalnie dla Was,
czcigodni parkowicze, w imię szerzenia prawdy,
korespondent wojenny, Mc Schmuck. |
Ta strona
znajduje się w Hyde Parku.
Jeśli zamiast ramek widzisz tylko tę jedną stronę, kliknij tutaj
Kopiowanie wyłącznie za zezwoleniem. Całość copyright (c) 1996-2001
by Ogrodnik January